Wydawca | Wydawnictwo Naukowe Katedra |
---|---|
Rok | Gdańsk 2021 |
Wydanie | pierwsze |
Projekt okładki | Anna M. Damasiewicz |
Skład | Dariusz Piskulak |
Ilustracje | Daniel Pański, Kuba Klimek |
ISBN | 978-83-66107-45-8 |
Spoglądam na obrazy Rashida Rana (Pakistan). W każdym z nich widzę jeden obraz, ale każdy z nich jest złożony z nieprzeliczalnej ilości małych zdjęć. To nie zwraca uwagi tylko na prosty fakt, że całość zawsze złożona jest z wielości, ale przede wszystkim podkreśla istotę współczesnego świata (odbierania współczesnego świata?): żyjemy w wieloświecie, który w nieodgadniony sposób stanowi – jeszcze – całość. Współczesna sztuka ma głęboką świadomość kruchej tkanki, z jakiej utkany jest dzisiejszy świat: zanegowanie, zniszczenie czy unicestwienie chociażby najmniejszego konstytuującego go elementu może spowodować rozpad całości. Prawdopodobnie nic na to nie poradzimy, ta całość w końcu się kiedyś rozpadnie. Nie wiemy też, czy to stanie się po zniszczeniu jednego elementu, dziesięciu czy stu. Nie znamy granicy. Nie wiemy, gdzie ona jest. Wiemy jedynie, że ta granica gdzieś istnieje. Ponownie mam nieodparte wrażenie, że sztuka konfrontuje nas z tym, co nie istnieje (albo z tym, co może przestać istnieć).
Obserwuję obraz „Body (Mom) No. 8” Uttapoma Nimmalaikaewa (Tajlandia): postać matki rozmywa się w charakterystyczny sposób – spływa z materii, jaką jest płótno. Obserwuję nie tylko upływ czasu, ale także strach przed nieistnieniem. Jeśli jednak przyjrzymy się dokładnie, wejrzymy za ten czas, spojrzymy za postać matki rzuconej w czas i przestrzeń, to zobaczymy, że cień matki nie podlega już tym samym prawom, co jej ciało. Cień, przedstawiający sylwetkę matki, pozostał nienaruszony.
Rana i Nimmalaikaew zdają się pokazywać dwa różne rozumienia rozpadu, dwie różne koncepcje całości i może dwie różne koncepcje istnienia sztuki. Na pewno obydwoje konfrontują nas z nieistnieniem, z rozpadem i ideą całości. Interesująca jest tutaj koncepcja całości: u pierwszego całość wysuwa się na pierwszy plan, u drugiego – idea całości jest ukryta, trzeba się do niej dostać. U Rana całość jest od razu widoczna, oto mamy przed sobą całość, nie musimy się wysilać, aby ją dostrzec, w mgnieniu oka ją rozpoznajemy. U Nimmalaikaewa całość jest czymś, czego musimy się domyślić, co musimy zinterpretować, dodać do upływającego czasu i rozpadającej się materii, musimy sobie uświadomić, że skoro materia się rozpada, to w jakiś sposób była/jest całością.
Rana zdaje się mówić, że to złożoność jest czymś, co musimy zobaczyć, natomiast dla Nimmalaikaewa to złożoność i wielość, wyrażona w upływie czasu i rozpadzie materii, wydaje się dostępna bez żadnej refleksji. U Rana mamy fragmentaryczny świat, na który nakładamy ideę całości. Idea całości jednak wymusza na nas do- świadczenie złożoności. I wtedy dopiero dowiadujemy się o kruchości tej całości, że ten wieloświat działa, ale w nieznany dla nas sposób. To jakieś procesy, których zakłócenie może spowodować rozpad całości, nastąpi chaos (który Rana zdaje się pokazywać na innych swoich obrazach), pomieszanie elementów, z których już nie będzie nam tak łatwo domyślić się całości. Nimmalaikaew chyba podpowiada nam, że idea wielości jest nam dostępna przez doświadczenie, chaosu wcale nie musimy zakładać, my go obserwujemy, przemijanie i rozpad wpisane są w naszą istotę bycia śmiertelnym. To właśnie całość jest czymś, co trudno nam zobaczyć, majaczy ona niby cień, gdzieś w oddali. Może nawet nie wiemy, co z tym cieniem mamy tak naprawdę zrobić. Przecież cień traktujemy jako coś pochodnego, nie jest istnieniem per se.
Nasze podejście do idei całości będzie rzutować na osobiste doświadczanie sztuki. W ukrytej idei całości będziemy widzieć jej powolny rozkład, jej powolne, ale nieuchronne zanikanie. Natomiast całość, scalająca poszczególne fragmenty, będzie nas prowadzić do raczej odmiennego wniosku: istnienie sztuki nigdy nie będzie podważone, zawsze bowiem będzie istniała jakaś metafizyczna czy rzeczywista wielość i zawsze będziemy próbowali zobaczyć jej całość. To pragnienie czysto metafizyczne: ujrzenie całości. A pragnień trudno się wyzbyć i często trudno je zaspokoić. Tym właśnie jest pragnienie.
Wydaje się, że sztuka istnieje na granicach całości i wielości. Idee całości i wielości jednak nawzajem się wypełniają. Jedna bez drugiej nie może istnieć. Jedna bez drugiej nie mogłaby nigdy zaistnieć. Zdaje się, że sztuka sama sobie zadaje śmierć wtedy, kiedy próbuje zaistnieć tylko w obrębie jednej z nich.